+3
becool 30 września 2014 12:46
Po niezwykle przyjemnych chwilach spędzonych na rajskiej plaży Bolonia: http://spolecznosc.fly4free.pl/blog/208/tydzien-w-andaluzji-z-costa-del-sol-na-costa-de-la-luz/, nie mogliśmy odmówić sobie wizyty w oddalonej o jedyne 20 km Tarifie.

Tarifa jest najbardziej na południe wysuniętym miastem kontynentalnej Hiszpanii. Miasto z małej andaluzyjskiej wioski rybackiej stało się znaczącym europejskim centrum windsurfingu. Turyści tłumnie tu przyjeżdżają, szczególnie w okresie letnim, głównie ze względu na świetne warunki pogodowe do uprawiania wszelkich sportów wodnych, ale też niepowtarzalną atmosferę.
Miasto na pierwszy rzut oka nie zrobiło na nas wielkiego wrażenia. Idąc jednak dalej w głąb, doszliśmy do urokliwej starówki, która wyróżnia się wąskimi, pustymi uliczkami i charakterystycznymi białymi domami. Powoli też zaczynaliśmy rozumieć, dlaczego niektórzy uważają, że w Tarifie można się zakochać.











Pomału doszliśmy do przylądka Punta de Tarifa, czyli najdalej wysuniętego na południe punktu kontynentalnej Europy. Stąd od Afryki dzieli nas zaledwie 20 km, więc w przy tak pięknej pogodzie nie ma problemu z dostrzeżeniem wybrzeży Maroko. Jakby ktoś nie był świadomy gdzie się znajduje, to wielka mapa rozwieje wszelkie wątpliwości - jesteśmy na krańcu Europy.















Piękne krajobrazy i turkusowa woda. Tarifa to kolejne miejsce, z którego nie chce się wracać;)
To z czego Tarifa jest znana to także ciągnące się kilometrami plaże ze złotym, miękkim piaskiem. Spacerując plażą mamy wrażenie, że chyba nie ma ona końca. Niebo pełne jest kolorowych latawców, co potwierdza, że Tarifa to prawdziwa mekka amatorów sportów wodnych. Podziwiamy z zazdrością wyczyny surferów, a naprawdę jest na co popatrzeć.















Nastaje wieczór, powoli pora więc wracać do naszej bazy, czyli Algeciras. Po drodze zatrzymujemy się przy kolejnym już punkcie widokowym, z którego można podziwiać afrykańskie wybrzeże.





Następnego dnia ruszamy w stronę najstarszego miasta Hiszpanii, czyli Kadyksu. Na miejscu niestety okazuje się, że zapomnieliśmy wziąć karty pamięci do aparatu… Tym razem, więc ograniczamy się do zdjęć z GoPro, trochę szkoda bo miejsce okazało się naprawdę piękne i chyba nieco niedoceniane przez turystów.
To co wyróżnia Kadyks, poza licznymi zabytkami, to jego położenie. Otóż znajduje się ono na półwyspie oddzielającym odnogę Zatoki Kadyksu od Oceanu Atlantyckiego. Miasto Jest prawie całe otoczone wodą, z wyjątkiem wąskiego pasa ziemi łączącego je z inną wyspą, San Fernando. Co ciekawe, do chwili wybudowania Mostu Carranza w 1969 roku, był to jedyny łącznik lądowy z resztą Europy.







Starówkę tworzy gęsta sieć, wąskich uliczek, w których można się zgubić. Jest tu wiele zabytkowych budowli, z których najbardziej charakterystyczna i spektakularna to olbrzymia, XVIII-wieczna Catedral Nueva. Przyciąga ona uwagę kopułą pokrytą złotego koloru płytkami azulejos.



Na morze wychodzi niewielki ufortyfikowany cypelek, Castillo de San Sebastian. Z daleka wygląda to całkiem ciekawie, jednak po dotarciu na miejsce byliśmy nieco zawiedzeni. Na szczęście obok znajduje się plaża Playa de la Caleta, więc postanowiliśmy chwilę odpocząć i się ochłodzić. Podobno plaża była planem zdjęciowym kilku znanych filmów w tym "Śmierć nadejdzie jutro" z Piercem Brosnanem z serii o agencie 007.



Playa de la Caleta jest stosunkowo niewielka, w nowszej części miasta znajduje się dużo dłuższa Playa de la Victoria. Podczas naszego pobytu tutaj fale były, jednak na tyle wzburzone, że prawie zalały i tak szeroką plażę. Kąpiel tu na pewno nie należała do najbezpieczniejszych. Widoki były natomiast bardzo przyjemne dla oka.





Kadyks to ostatnie miasto odwiedzone przez nas na wybrzeżu Costa de la Luz, jednak nie ostanie miejsce, które zobaczyliśmy w Andaluzji. Następnego dnia ruszamy w górę, a dokładnie do Rondy, ale o tym w następnej części.

Zapraszam również na bloga: http://mamasaidbecool.blogspot.com/

Dodaj Komentarz